Ci, którzy odeszli z naszego życia na tamtą stronę, nie przestają być dla nas darem – tak dzisiaj o tym myślę.
Pokazują nam z wielką życzliwością prawdę o życiu. Po pierwsze, że ono się skończy. Że na pewno przyjdzie taki dzień. I prawdę także o tym, że nie wiemy, kiedy to nastąpi, bo nikt z nich także nie wiedział.
Nie chodzi przecież o straszenie siebie nawzajem. Epikur wziął śmierć na pogodnie: kiedy my jesteśmy, jej nie ma, a kiedy ona przychodzi, nie ma już nas, więc właściwie się z nią mijamy. Jakoś nigdy mnie to nie pocieszało. Ale jeśli mam wybór, wolę realizm. Realizm mówi, że nie mam nie wiadomo ile czasu. I podpowiada też, że dzisiejszy dzień może, choć nie musi, być ostatnim, więc to wielkie ryzyko, odkładać na potem rzeczy najważniejsze. „Potem” jest ogromnie niepewną skrzynką depozytową.
Kolejny prezent od tych, którzy odeszli, to nasze wspomnienia i busola, jaką w naszych rękach tworzą. Co pamiętam? Certyfikaty i dyplomy? Czy to, jak ta osoba witała mnie w progu? Jak potrafiła wysłuchać? Jak z humorem oddalała w niepamięć przykrości? Jak poradziła sobie w wyjątkowo trudnym czasie?
To, co pamiętam o nich, daje mi wyobrażenie, o co w sobie samej chciałabym także zawalczyć.
Kiedyś, jako studentka, spotkałam na ulicy pijanego mężczyznę w średnim wieku. Wyglądał bardzo porządnie, jak ktoś, kto z pracy wracał o dobę za długo. Zapytał mnie: co jest celem życia? czym jest szczęście? Powiedziałam mu wtedy: „szczęśliwe twarze bliskich mi ludzi pod koniec mojego życia”.
Po dwudziestu latach właściwie to się nie zmienia.
Małgorzata Rybak