„Jesteś aniołem!” – Nie, serio, nie jestem

„Jesteś aniołem!” – Nie, serio, nie jestem

Idealizacja wykańcza relacje. Jedną z najgorszych rzeczy, jakie w życiu słyszałam, było powtarzane w pracy: „Jesteś aniołem”, ilekroć zrobiłam coś za kogoś albo ogromnym kosztem własnym, na przykład siedząc do rana. W końcu miałam ochotę krzyczeć: „Nie!!! Nie jestem aniołem! Jestem człowiekiem! Potrzebuję spać, mieć czasem zły humor albo nie robić nic, gdy źle się czuję”.

Idealizacja odbiera drugiemu człowiekowi prawo do bycia sobą. Najpierw wierzymy, że druga osoba wypełni wszystkie nasze braki i nigdy nie zawiedzie. A potem, gdy okazuje się, że mamy u boku człowieka tak samo poranionego i słabego jak my, ogarnia nas złość. I pokazujemy mu ciągle na nowo kartkę z wersją A, w jakiej powinien iść z nami przez życie – bo ta obecna to jakiś niedoskonały plan B. Różne koncepcje rozwoju to zresztą wspierają. Skoro ja mam być „najlepszą wersją samej siebie”, to drugi człowiek przecież też nie może sobie odpuścić.

Warto zobaczyć przemoc w tym odrzucaniu wszystkiego, co słabe. Naprawdę jeśli „dowalamy” sobie, oczekujemy także cudów od innych. Przyjęcie siebie ze swoją biedą wymaga więcej trudu i odwagi, ale pomaga współodczuwać. Rozumieć ograniczenia i braki, i prawo do własnego tempa rozwoju.

A gdyby powiedzieć drugiemu: „Rezygnuję z moich pomysłów na Ciebie. Chcę Cię poznać, zrozumieć i przyjąć takim, jakim jesteś. Wspierać w Twoich walkach i dzielić radości”.

Co wtedy by się stało?

M

O tym, dlaczego idealizujemy i jaki wpływ na oczekiwania wobec drugiego człowieka ma nasza przeszłość pisałam w książce „Wygrane małżeństwo. Jak ochronić miłość?”, dostępnej w wersji papierowej i jako e-book [KLIK] jako cegiełka na rzecz odbudowy szpitala przy ul. Rydygiera 22-28 we Wrocławiu.