Od kilku lat zdumiewa mnie, jak niezaprzeczające sobie i wzajemnie spójne w mówieniu o człowieku są antropologia, psychologia, i teologia. Mogą używać różnego aparatu pojęciowego, ale opisywać to samo. Prawda o człowieku nie ulega zmianie – procesy, jakie w nim zachodzą; okoliczności sprzyjające rozwojowi, jego wrażliwość na czynniki destrukcyjne czy potrzeba i zdolność budowania relacji. Mówiąc całkiem blisko ziemi, zachwyca mnie, że Bóg postanowił pokazać nam siebie przez ludzkie relacje w rodzinie, przytulenie mamy i dotyk taty, potem ileś lat pracy w zakładzie stolarskim, a na koniec odkrył najgłębsze pokłady wrażliwości w spotkaniu z człowiekiem, najczęściej obciążonym, cierpiącym, pogubionym, odsuniętym. Kwestionując literę prawa do tego stopnia, że został uznany za niebezpiecznego szaleńca, zagrażającego religii i właśnie jako zagrożenie dla systemu, który dawno zapomniał, co znaczy „być ludzkim” – zgładzony.
Dlatego boli mnie ogromnie, gdy złożoność człowieka upraszcza się w imię powierzchownego czytania wiary i gdy odmawia mu się bycia i pięknym, i kruchym i wsadza w ramy pobożnych sloganów. Wielkim obszarem nadużyć jest temat przebaczenia. Poruszona do głębi jedną z historii o tragicznej, wołającej o pomstę do nieba krzywdzie, napisałam dla Aleteia Polska tekst [KLIK] o tym, dlaczego przebaczenia nie można wymuszać i w jakich sytuacjach jest ono przedwczesne czy wręcz niewskazane.
Małgorzata Rybak