Wiele lat poszukiwań i przemyśleń w temacie leadership zaprowadziło mnie do punktu wyjścia w określeniu najbliższego mi modelu skutecznego przywództwa. Nie będzie to przywództwo oparte na charyzmie, testosteronie czy wizjonerstwie, ale na szacunku i poczuciu odpowiedzialności za ludzi, z którymi się pracuje.
To, co jest w tym modelu piękne, to że nie potrzeba zgłebiać żadnych tajników wywierania wpływu na ludzi czy technik sprawiania, by robili, co chcemy. Nie jest do tego potrzebne ani NLP, ani sztuka przemawiania; nie trzeba iść na sesję z Mateuszem Grzesiakiem, który podpowie, jaki zegarek nosić, by ludzie ciebie szanowali, jak się uśmiechać i jak podawać rękę, co mówić i jak zakładać nogę na nogę. Jasne, że metodami aktorskimi można wykreować wizerunek lidera, ale będzie to właśnie fasada podparta kijkiem, o której kiedyś pisałam. Za tą fasadą zostaniemy więźniami własnego wizerunku, drżąc z lęku, że nie jesteśmy tak niesamowici, jakby się wydawało, ale z całą pewnością dzielimy los zwykłych, popełniających błedy ludzi.
Pomyślałam, że gdybym miała zdefiniować jedną wartość, która byłaby punktem wyjścia dla budowania modelu skutecznego przywództwa, jaki sprawdzi się w sakli mikro i makro – będzie to szacunek. O kulturze przywództwa, jaką można by na nim zbudować, chciałabym opowiedzieć wiele i mam nadzieję, że w jakiejś formie się to kiedyś uda. Póki co krótki tekst o tym dla portalu Aleteia Polska (KLIK).
Przywództwo oparte na szacunku – to sytuacja, w której lider nie wkłada butów na koturnach, by go było lepiej widać i słychać, ale zdejmuje buty, by słuchać ludzi, których zaprosił do wspólnej drogi. Właśnie po to, by móc im potem ją pokazać i nią poprowadzić.
Małgorzata Rybak