W pogoni za szczęściem

W pogoni za szczęściem

Angielski tytuł, The Pursuit of Happyness, upamietnia słowo „szczęście” ze ściennego graffitti w biednej dzielnicy, z oczywistym bykiem ortograficznym – jakby od początku było wiadomo, że z tym „happyness” jest generalnie coś nie tak, i jeśli przychodzi, to mija się z wyobrażeniami. To film, który z mężem widzieliśmy w ten weekend – i mimo że można go nazwać tradycyjną hollywoodzką produkcją, dał do myślenia.

Historia, luźno osnuta na autentycznej biografii, opowiada o mężczyźnie, którego pomysł na biznes okazał się niewypałem i pogrążył niezamożną już rodzinę w skrajnej biedzie. Żona odeszła, zostawiając go z pięcioletnim synkiem; ukoronowaniem niepowodzeń jest eksmisja, stanowiąca dla taty i dziecka bilet do bezdomności.

Jeśli cokolwiek od początku wbiło mnie w fotel, to niezniszczalna zdolność głównego bohatera do szukania rozwiązań w sytuacjach bez wyjścia. To też opowieść o rodzicielstwie jako sile, która pcha daleko poza strefę komfortu i umożliwia przetrwanie sytuacji po ludzku niemożliwych. Zresztą nie tylko „przetrwanie”, ale wydobycie z tych chwil człowieczeństwa najwyższej próby.

Uderzyło mnie jeszcze coś – perspektywa relacji męża i żony, i kompletnie nieodczytanej wymiany darów między nimi. Nieodczytanej szczególnie przez żonę, która widzi swojego męża od najgorszej strony, nie dając mu żadnej szansy udowodnienia, że jest inaczej.

W małżeństwie często nieusłyszana pozostaje prośba „zobacz mnie”. Łatwo jest ślizgać się po powierzchni – ocen, pretensji i zauważania głównie tego, co nam faktycznie (nie) wychodzi, mimo że działamy z naprawdę szlachetną intencją (np. mąż chce skończyć coś w pracy, by mieć spokojną głowę dla domu – żona widzi, że się spóźnił, to znaczy rodzina się dla niego nie liczy itp.). Wejście na głębiny relacji wymaga głębin percepcji: patrzenia na drugiego przez pryzmat potrzeb, wyrażanych często za pomocą zbyt ubogich słów lub zbyt wielkich emocji. Potrzeba dobrego wzroku, by zobaczyć, co te środki wyrazu mówią o świecie przeżyć drugiego człowieka. Potrzeba także wrażliwości, która zachowania z dzisiaj umie osadzić w historii każdego z nas – i tej zaczynającej się wtedy, gdy byliśmy mali, jak i doświdaczeń z dnia i tygodnia, które sprawiają, że działam tak, a nie inaczej. Inaczej reaguje ktoś, kto się wyspał, a inaczej osoba, której ze snu zostało kilka godzin. Inaczej ktoś przeżywający duży kryzys, a inaczej człowiek po prostu zmęczony całym dniem.

Małżeństwo funkcjonujące na poziomie „Ty nie wyniosłeś śmieci/a Ty zapomniałaś kupić chleb” albo „tobie się nic nie chce/źle wychowujesz dzieci” nie ma szans na piękne życie. Do tego potrzeba wejść w bliskość, która daje drugiemu przestrzeń na popełnianie błędów i gorsze chwile. To taka bliskość, która zanim oceni, najpierw wysłuchuje i szuka zrozumienia.

Czasem miłość to także danie stanowczego impulsu, by wyrwać drugą stronę z pata, pokazać świat w lepszych kolorach, zainspirować do podejmowania wyzwań i działania. Sarkazm i pretensja w tym nie pomaga, doping i wiara, że drugiego stać na wiele – tak.

Małgorzata Rybak

Trailer: