Jak będziesz jeść na stojąco, to będziesz mieć grube nogi

Jak będziesz jeść na stojąco, to będziesz mieć grube nogi

Takie pamiętam słyszane tu i tam zasady, z dzieciństwa doby kryzysu i przełomu. „Jak będziesz jeść na stojąco, to będziesz mieć grube nogi”. To mnie jakoś ostatnio zatrzymuje i zastanawia. Ta intuicja pokoleń walki o przetrwanie, która zaczęła się w Polsce wieki temu, i choć skończyła Okrągłym Stołem, jakby trwała nadal. Ta intuicja, że mimo zawieruchy dziejowej, dbać o siebie potrzeba, ale tylko jakiś pragmatyczny powód (jakkolwiek irracjonalny) mógłby usprawiedliwiać to, żeby dbać o siebie. Żeby poświęcić sobie uwagę, przygotować posiłek, podarować sobie ładny talerz i miejsce przy stole. Zamiast łapania czegoś w biegu i na koniec po wszystkich. Mam wrażenie, że kobiety, matki, żony poprzednich pokoleń czuły, że to drugie jest gorsze i mimo że często robiły tak same, dla innych rezerwowały powody, by „jeść jak człowiek”.

Znajome kobiety, z którymi rozmawiam, często mówią, „dla siebie to nie gotuję”. Mamy jakieś poczucie, że gotowanie to obowiązek i coś bardziej o innych i dla innych, niż o nas. Więc jak nie trzeba – to wystarczy szybko, w locie, nad deską do krojenia. „No proszę, widzicie, ja sama w ogóle nie wymagam uwagi”. Zwłaszcza gdy na co dzień brakuje czasu na inne rzeczy (wmawiamy sobie: jak nie będę musiała gotować, to poczytam – a potem się okazuje, że nadrabiamy sprzątanie czy pranie, zastanawiając się, jak znowu zajęłyśmy zaszczytne ostatnie miejsce w hierarchii spraw ważnych).

Dziś, gdy życie nie jest na kartki i talony, nie potrzebujemy legendy o grubych nogach i łatwiej uwierzyć, że posiłek może być też spotkaniem. Spotkaniem z samą sobą i świętowaniem siebie. Smaków, kolorów, chwili zatrzymania. Nawet gotowanie może być świętowaniem siebie. Gotowanie dla siebie, ale i gotowanie dla innych podobnie. Uznaniem w sobie czarodziejskich mocy tworzenia smaków, kolorów i zapachów, i czymś, co można robić (a nie „trzeba”) i co ubogaca życie.

Zajmowałyśmy się wczoraj na wczorajszym warsztacie [KLIK] takim dbaniem o siebie, które jest czymś więcej niż momentami odreagowywania ciągów niedbania o siebie przez zakupy, zasypianie w internecie czy wiaderko lodów samotnie zjedzone na podłodze w kuchni. I myślę, że to wspaniale, że możemy znajdować innych ludzi, którzy też pragną próbować nadać sobie samym wartość i zobaczyć w sobie kogoś, kim warto naprawdę się zaopiekować. I zaczynać dbanie o siebie od tego. 🙂

M

Tak było wczoraj w Domu św. Anny w Fundacji Evangelium Vitae na Rydygiera 22-28

A tak tydzień temu