„Jestem do niczego”

„Jestem do niczego”

„Jestem do niczego” i wszelkie jego pokrewne odmiany pojawiają się w dialogu wewnętrznym w określonych momentach. Powiedzmy sobie szczerze: trudnych. Jeśli mamy swoje własne niewspierające zdanka, swoje ostre noże wbijane we własne plecy, kopniaki dla siebie już i tak leżącego – to warto popatrzeć, kiedy się uruchamiają.

Na ogół leżącemu byśmy kopniaka nie dali. Nie dobili rannego. A jednak dowalanie sobie samemu, podejmowane w dobrej wierze, może przychodzić łatwiej. Nie działa niestety ozdrowieńczno i nie rozwiązuje problemów.

Napisałam o małym, króciutkim zdaniu, które uczy mnie od dłuższego czasu zmieniać perspektywę. Widzieć, że to nie o mnie. Że jest różnica między byciem zawiedzionym a byciem do niczego. Między czuciem się samotnym a byciem nikim. Między smutkiem z powodu straty a byciem kimś, komu nigdy nic nie wychodzi. Jeśli jesteście ciekawi tego zdania, to bardzo Was zapraszam do przeczytania ostatniego tekstu dla portalu Aleteia [KLIK].

Mam takie przekonanie, że troska o to, co o sobie myślimy, to kluczowy element dbania o siebie.

Miejcie dobry dzień 🙂

m