„Tak się nieszczęśliwie stało w potocznym przeżywaniu religijności, że człowiek został porozrywany na kawałki. Nobilitacja przypadła głowie. Głowa medytuje, rozważa, decyduje. Uczuciom nadano łatkę brzydkich i zagrażających. Ciało zajęło ostatnie miejsce.
Tymczasem zdolność regulacji uczuć zaczyna się od ciała”.
(Tak piszę w książce „Czuję, więc żyję” w rozdziale „Ciało”).
Nie wiem, co jeszcze mógłby zrobić Bóg, by opowiedzieć o tym, że ciało jest naszym najważniejszym miejscem zamieszkania, bo zrobił wszystko – wcielił się, żył w swoim ciele, zabrał je do Nieba. Z całą pewnością było mu ogromnie bliskie, bo nim był. Podarował Je, by spotykać się z nami nie w myślach, ale przez dotyk, karmienie, intymne współprzebywanie.
Wierzę, że pochyla się nad historią naszych ciał, z czułością, troską i największym przejęciem. Że obchodzi Go w najwyższym stopniu to, przez co musieliśmy przejść, płacąc za to odłączeniem od własnego ciała. Marzy o tym, byśmy mogli przyjąć i pokochać na nowo własne ciało – jak noworodka, który w nieskończonej bezbronności potrzebuje najczulszej opieki.
Bo ciało pragnie być zauważone i widziane.
Potrzebuje, żebyśmy z nim rozmawiali i słyszeli je.
Chce być brane pod uwagę.
Przytulane i kojone, razem z nawałnicami uczuć.
Nie od wielkiego dzwonu, ale codziennie. Potrzebuje, byśmy wędrowali do niego świadomością, gdy idziemy przez dzień, nieraz gęsty od dziania się jak Bory Tucholskie. Żeby nie czuło się tam samotne. Żebyśmy my nie czuli się osamotnieni.
Zobacz dzisiaj, jak niesiesz swoje ciało po ulicy. W jaki sposób w nim istniejesz. Zapytaj, za czym tęskni. I jak się ma, kiedy chcesz posłuchać odpowiedzi.
Małgosia
PS. Ciało będzie tematem najbliższej, wakacyjnej grupy rozwojowej [klik].