Niezwykle rzadko sięgam po ChatGPT, ale to dało mi wiele radości. Poznajcie coacha w wersji pudełkowej 💚
Czy jestem produktem sprzedaż? Nie. Mimo że osoby, które do mnie przychodzą, płacą za sesję, nie sprzedaję siebie. Jesteśmy tu razem w relacji. W której zastanawiam się – a dobrze, jeśli przychodzi mi do głowy o to wprost zapytać – jak być najlepiej z tą osobą? Jakie swoje zasoby uruchomić, by posłużyły jej najlepiej?
Pieniądze zabezpieczają wzajemność tej relacji. To ja zajmuję się klientem podczas sesji, a nie odwrotnie. Nie jestem, jak ciocia na imieninach, która słysząc: „Nie spałam całą noc”, odkrzykuje przez dymiącą karkówkę: „A ileż to nocy ja nie przespałam”.
Użyczam troskliwych oczu, uszu, serca, głowy – a nawet własnego ciała, które sygnalizuje mi, z jaką energią przyszedł klient, czy ona spada, czy się podnosi, czy za klienta czuję właśnie smutek albo złość, z którymi on, ona, nie mogą się skontaktować.
Czy jestem coachem kieszonkowym? Nie, wycofuję się z kontaktu po sesji, by klient mógł działać, myśleć, czuć i robić sam – coaching to nie ręczne sterowanie.
Jednocześnie jest we mnie cicha nadzieja, że czasem pojawiam się w świadomości klientów – tak jak oni są obecni w mojej świadomości w różnych momentach mojego życia poza gabinetem – by ich wesprzeć. I że czasem myślą: „Jakie pytanie zadałaby mi teraz Gosia, gdy wydaje mi się, że utknęłam w starym schemacie, czuję, jak w nim ciasno i chciał(a)bym wykonać jakiś ruch w stronę życia”.
I na to, bym pomieszkiwała w ich wyobraźni, jako ktoś, kto ich akceptuje, przyjmuje, wspiera i cały czas im kibicuje – mają stałą licencję.
Dlaczego? Bo sama doświadczam, jak o ile bogatsze staje się moje życie dzięki moim „wspieraczom”.
Z życzeniami dobroci dla siebie
Małgosia
PS. Czemu poprosiłam o konewkę? Bo jedynie podlewam, by powstawały nowe myśli, dzięki którymi kiełkują i rozkwitają nowe roślinki 🌿🌼