Nie słyszę już piosenek z dzwoneczkami ani sań świętego Mikołaja z workiem prezentów – słyszę tylko kaszel Pawełka. Z wszystkich dźwięków w domu mój mózg rejestruje tylko ten dźwięk, który ma krótkie tylko przerwy. W przerwach moja uwaga podąża za jeszcze jednym odgłosem: gdy mój mąż dmucha nos aż do pięt, a potem rownież kaszle.
To dla mnie tak ogromne stresory, że przewracam się o zakupy spożywcze w siatkach i pudełkach z Mekki polskich konsumentów (z logiem owada w kropki), które przyniosłam w skupieniu i poczuciu kuchennej misji nakarmienia głodnych. Plany, marzenia, spotkania – wszystko leży jak te torby i woła o przegrupowanie.
Przegrupowuję w sobie. Z trudem, bo wszystko tam trzeszczy jak stary pokład i maszty w sztormie. Szukam pod nogami, jak tu znaleźć pion.
Nabrałam już na tyle wyrozumiałości dla siebie, że nie dziwię się, że zaczynam robić randomowe rzeczy, prawdopodobnie w tych okolicznościach pozbawione sensu: kupuję w internecie kolorowe krasnale w wielkich czapkach i ledwo stojąc, prasuję zasłony.
Zaraz to napięcie się rozpuści, powtarzam sobie, z każdym dniem choć trochę spadającej gorączki Pawełka, i będę kontemplować wszystkie rzeczy niezrobione przed świętami, mimo których one i tak nadejdą.
Przycupną w kąciku który miał zostać ogarnięty na ich cześć, ale zostanie taki na kolejne dziesięciolecia, i zapytają mnie: „Jak się masz?”.
A ja może z tej ich czułości po prostu się rozpłaczę i dam się pokochać bez fasady z lukru, bez pani od sprzątania, która byłaby tak potrzebna i bez pomalowanych paznokci.
Pozdrawiam wszystkich, którzy na przedświęciu są gdzie indziej niż chcieli.
A TU [KLIK] podrzucam tekst o krzywych świętach, który pisałam w pociągu PKP, pozbieranym zastępczo w skład za intercity relacji Wrocław-Ełk, które się popsuło.
Fot. własna przy usypinaiu synka
+
Spokoju i ciepła Świąt.
Bezkaszlowych.
Usciski
Dziękuję Ci! Nasz kaszel powoli kończy bieg, choć jeszcze nie u wszystkich
Życzę Ci spokojnego końca roku <3