W życiu namalowałam tylko kilkanaście obrazów.
Ze trzy obrazki zanim zdałam maturę, farbami plakatowymi. Bardzo pamiętam ten pierwszy: zachód słońca nad jeziorem.
Była jeszcze seria akwarelowa „cztery pory roku”, którą moja mama teraz ma oprawioną w ramki w swoim pokoju.
Jako człowiek, który nie czyta instrukcji, tylko ciągnie do przodu, malowałam bez uczenia się. Nie było, że „na próbę”. Każda próba była sama w sobie już czymś ważnym.
Bardzo szybko jednak uwierzyłam, że nie umiem, że to nic nie warte.
Siedziało we mnie malowanie ściśnięte i skurczone, zamknięte przez dekady na trzy spusty w schowku na graty, aż poszłam w 2024 na plener malarski, prowadzony wieś obok w zabytkowym parku-lesie.* I drzwi do schowka stanęły otworem.
Myślę sobie, że jednym ze stróżów, którzy pilnowali, by malowanie zostało na dnie moich potrzeb, był „syndrom oszusta”.
On wyśpiewywał mi do ucha, że „inni zrobią to lepiej” (to bardzo możliwe, ale ja zrobię to po mojemu), „nie skończyłaś ASP” (podziwiałam zawsze tych, co kończyli), „dziecko maluje lepiej” (tak, dzieci malują pięknie, bo mają odwagę, którą potem zabiorą im oceny innych ludzi).
Jeśli chcesz razem ze mną uczyć się, jak radzić sobie z tym niestrudzonym „wewnętrznym sabotażystą” – zapraszam Cię serdecznie do grupy rozwojowej online „Syndrom oszusta”. Wystartujemy 17.11. i spędzimy razem 4 tygodnie.
Z powodu długiego weekendu przedłużyłam cenę „early bird” do dzisiaj, czyli dołączysz w cenie 170 zł zamiast 220.
Informacje i zapisy TU [KLIK].
Z życzeniami dobroci dla siebie
Małgosia
*Plener prowadził wrocławski artysta, rzeźbiarz, Albert Wrotnowski, którego cudne i skłaniające do refleksji prace polecam Waszej uwadze.
Na zdjęciu obraz, który obecnie kończę i z którym spędzam miłe chwile pauzy <3
